czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 2


„Z punktu widzenie danej osoby, każdy może wywnioskować co innego.”


*

                               Prorok Codzienny już ogłosił całemu społeczeństwu, że jedna z trzech osób, które uratowały świat przed Voldemorem, Hermiona Jean Granger, została uprowadzona przez dwóch śmierciożerców, Avery’ego i Mulciber. Od razu sprowadzono ich do miejsca do którego idealnie pasują, czyli Azkabanu lecz co się stało w piwnicy nikt tego nie wie, iż Panna Granger nie powiedziała nic innego, niż: Nic się nie stało.



*



Hermiona po opuszczeniu Szpitala Św. Mungana, od razu skontaktowała się z Harrym i Ronem by przekazać im, że nic się złego nie stało. Oczywiście pytali się co takiego zdarzyło się w piwnicy, w której była przetrzymywana dziewczyna, ale ona powiedziała tyle co Prorokowi Codziennemu. Przecież złożyła przysięgę, że nikomu nie powie co się stało w piwnicy, a gdy ją złamie to umrze. Co do tej części przysięgi to może jej dokonać bo nigdy zbytnio nie lubiła o sobie mówić. Miała mało przyjaciółek, z którymi mogłaby poplotkować. Jedynie z Ginny umiała się dogadać, czego niestety nie mogła powiedzieć o reszcie. Prawda, Hermiona była miła dla wszystkich, ale to nie oznaczało, że wszystkich lubiła. Miała Harry’ego i Rona ale z nimi rozmawiać na temat innych przystojnych chłopaków to chyba nie wypada. Choć w dzisiejszych czasach to już nie wiadomo. Teraz co do Wieczystej Przysięgi i przespania się z Draconem. To jest najtrudniejsza część jaka mogłaby istnieć. Jak ona ma tego dokonać? Rzucić się Malfoyowi w ramiona i zacząć go całować, aż zaciągnie go do sypialni i będzie się z nim pieprzyć? Nigdy tego nie dokona, ponieważ a) nienawidzi go równie dobrze jak on jej, b) woli już to zrobić z fretką, choć mało co brakuje do tego c) spójrz na punkt a). Więc, jeszcze raz. Jak ma tego dokonać!?


*


- Miona, jesteś z nami? – Luna zaczęła machać mi ręką przed buzią, ponieważ nie odpowiedziałam na jej pytanie dotyczące nowego wydania Żonglera. Prawda jest taka, że myślami błądziłam kompletnie gdzie indziej, a dokładnie na złożonej przysiędze ze śmierciożercami. Czy chcę tego czy nie, muszę to dokonać, inaczej pod koniec pierwszego semestru umrę. W ogóle czemu wymyślili tak beznadziejną przysięgę? Mogli zrobić wszystko, a wpadli na tak debilny pomysł. Jednak nie myliłam się co do śmierciożerców. Prawdziwe z nich bezmózgie stworzenia. Spojrzałam na Rona, który spał z otwartą buzią, mając na kolanach papierki po czekoladowych żabach. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem widząc swojego przyjaciela. W wagonie zostałam tylko ja i Luna, jeżeli chodzi o obecnych duchem. Harry poszedł omawiać „tajemnicze sprawy” z Ginny. Najprawdopodobniej są ukryci w którejś toalecie i poznają się w każdym możliwym sposobie.
- Ech, przepraszam Luna. Jestem trochę zmęczona tym wszystkim i muszę odetchnąć świeżym powietrzem. – i nie czekając na to co odpowie mi Luna, wzięłam moją podręczną torebkę, wyszłam z przedziału i zaczęłam kroczyć przodem, przez korytarz pociągu. Myślami wciąż powracałam do Malfoya  i tego co muszę zrobić by przeżyć. Nie dokonam tego co jest niemożliwe, przecież my się nienawidzimy! Co z tego, że jest już po wojnie, ale Malfoy pewnie nadal ma to samo zdanie o dzieciach mugoli co wcześniej, czyli że ich się brzydzi. Nawet nie wiem, czy platynowa fretka będzie w tym roku w Hogwarcie. Nie dziwię się, że zostanie w domu i zacznie się ukrywać przed światem, skoro był śmierciożercą.
Idąc tak, nawet nie zauważyłam, że zaszłam zbyt daleko, a dokładnie do wagonu przeznaczonym tylko dla Slytherinu. Z czystej ciekawości uklęknęłam pod drzwiczkami i co chwila wyglądałam przez szybę, śledząc wzrokiem wnętrze i szukając blond-czupryny. Nie było go. Rozejrzałam się jeszcze raz i znowu zawiodłam się, gdyż nie znalazłam tego czego chciałam. Nie było go w Hogwarcie… Jak mam teraz przeżyć, skoro Król Ślizgonów, nie raczył zakończyć edukacji? Zrezygnowana podniosłam się do pozycji stojącej i jeszcze ostatni raz rzuciłam okiem na wnętrze wagonu przepełnionym po brzegi Ślizgonami.  Nie zwrócili nawet na mnie uwagi, wszyscy byli albo pochłonięci rozmową, albo zajęci czymś innym. Jeszcze chwile patrzyłam się na tych czarodziejów, którzy kilka miesięcy temu wydali by mnie i moich przyjaciół wrogowi. Ech, jak zmiany bardzo wpływają na społeczeństwo.
- Witam, Granger. Pomóc ci w czymś? – Jedynie co zrobiłam to krzyknęłam i jak najszybciej odwróciłam się na palcach by nakrzyczeć na winowajcę, który doprowadził mnie prawie do zawału serca, lecz kiedy zauważyłam kto stoi przede mną nie mogłam nic powiedzieć. To był Zabini.
- Co Granger. Mowę odebrało? – zaśmiał się, o dziwo, serdecznie widząc moją minę.
Miał rację. Nie znałam go za dobrze, ale jedyne co wiem to to, że przyjaźni się z fretką i jest komikiem u ślizgonów. Ciemnoskóry ślizgon, choć przystojny nadal był z Slytherinu co niszczyło wszystko.
- Halo, Granger. Chyba za bardzo na ciebie działam, prawda? – na twarzy Blaise pojawił się łobuzerski uśmieszek.
- E-e-e, Zabini? Co ty tutaj robisz? – jak idiotka, spytałam się co tutaj robi. Przecież wiem, że odpowiedź jest tylko jedna, kretynko!
- Chyba ktoś cię bardzo mocno walnął w głowę. Jadę do Hogwartu, wiesz? Dlatego znajduję się w Express Londyn- Hogwart. To chyba zauważyłaś? – odpowiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. Na moje policzki wpłynął cień rumieńca. Zawstydzona odpowiedziałam:
- Tak, tak. Oczywiście….
- Więc, może powiesz mi…- nie zdążył dokończyć zdania bo od razu mu przerwałam.
- Nieważne co masz mi do powiedzenia Zabini, muszę już wracać do siebie – odpowiedziałam pośpiesznie wymijając chłopaka i starając nie dotknąć go żadną częścią swojego ciała. Miałam dość słuchać tekstów typu: twój śluz się do mnie przykleił. Te teksty stawały się powoli nudne, a do tego nie miałam zamiaru wdawać się w kłótnie już pierwszego dnia szkoły.
- Wiesz co, Granger…– i nie wiedzieć czemu złapał mnie nagle za rękę powodując, że zatrzymałam się w połowie kroku. Poczułam, że przekroczył granice mojego terytorium, którego nikt nie miał odwagi naruszyć. Tylko moi przyjaciele mogli się do mnie do tego stopnia zbliżyć, a nie jakiś ślizgon. Już miałam się od niego odsunąć, ale kiedy zauważyłam jego szczery uśmiech nie mogłam pójść, ciekawa jak to potoczy się dalej –Wyrobiłaś się Hermi! - po ostatnim słowie, od razu od niego odskoczyłam wpadając na zamknięte drzwi i wywołując hałas na cały wagon, przez co większość ślizgonów przerwała dotychczasowe zajęcia i z uwagą przypatrywali się mnie i Zabinowi. Teraz pewnie wszyscy z ciekawością przypatrywali się nam i czekali na rozwój akcji. Tak strasznie się przestraszyłam jak powiedział do mnie Hermi, a w jego głosie można było wyczuć rozbawienie.
- Coś ci się stało Zabini? – nie mogłam po prostu uwierzyć. Mówi mi taki tekst i się śmieje! I to jeszcze serdecznie się śmieje! Co się dzieje?
- No co? – zapytał niewinnie ślizgon. – Czy to aż takie dziwne?
- Dziwne? – to było raczej stwierdzenie, niż pytanie – Chyba nie zapomniałeś kim dla siebie jesteśmy? Jestem szlamą dla was wszystkich. – powiedziałam to ledwo przełykając słowo „szlama”. Ledwo co dawałam radę słuchać tej obelgi, a co dopiero jeszcze wymawiać ją na głos.
- Dobrze, że mi przypomniałaś. Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać .- mówił tak jakby nie słyszał tego co do niego przed chwilą powiedziałam –Może spotkamy się o 22 przy goblinie na trzecim piętrze?- patrzył na mnie oczekując odpowiedzi. On serio to mówił.
- Po co mam się z tobą spotykać, Zabini? – powiedziałam z lekkim wahaniem w głosie. Trochę było trudno mi uwierzyć w to wszystko. Zawsze wyglądało to tak, że kiedy Malfoy mnie obrażał to Zabini wspólnie się z nim śmiał, ale mimo wszystko nie powiedział nigdy do mnie „szlama”. To jest minimalny plus dla niego.
- Dowiesz się czego chcę jak przyjdziesz - chłopak uniósł do góry swoją brew i musiał dostrzec moją niepewność, więc dodał – Jak chcesz to weź swoją rudą przyjaciółkę.
- Okej...- nie mogłam zaprzeczyć. Ciekawiło mnie o co chodzi ślizgonowi. Może chce coś mi zrobić? Nie dam im się tak łatwo. Przeżyłam już wiele jak na ten wiek, przecież wygraliśmy wojnę podczas kiedy oni byli po przeciwnej stronie i ukrywali się przez większość czasu. Przygotuję się na to spotkanie i na każdą możliwą okazję jaką będę chcieli wykorzystać przeciwko mnie.
- Nie martw się Granger, nie zabiję cię – próbował poprawić mi nastrój, śmiejąc się głośno. Patrząc na moją ponurą minę, nie udało mu się.
- Tego nie jestem pewna. – spuściłam wzrok na podłogę i czekałam na odpowiedź chłopaka.
- Przesadzasz – spojrzałam na niego z szerokimi oczami. Dopiero teraz zauważyłam, że ślizgon jest zmęczony i niewyspany. Przyglądałam mu się jeszcze przez chwilę i trochę mnie zaciekawiło co takiego wyprawiał wczoraj, czy nawet kilka dni, że wygląda tak tragicznie. Podkrążone oczy, zgarbiona postawa, nawet ubraniom może wiele zarzucić.
- Nie to, że mnie coś to obchodzi, ale dlaczego wyglądasz jak tysiąc nieszczęść? – zapytałam prosto z mostu.
- Życie, Granger. – uśmiechnął się ostatnimi siłami. – Jak masz coś na kaca to by się przydało bo coś trochę mnie męczy.
No i teraz wszystko jest jasne. Zaśmiałam się krótko i nie wiedzieć czemu wyciągnęłam ze swojej torby eliksir. Często go nosiłam przy sobie, gdyż Ron i Harry lubili oblewać swoje zwycięstwo, właściwie z każdym kogo napotkają na swojej drodze. Mimo iż dużo osób straciliśmy, nadal się cieszymy, że w końcu zapanował spokój.
Zabini rozpromienił się na widok eliksiru i bez zastanowienia wyrwał go z mojej ręki i wziął jeden potężny łyk, tak jakby nie miał w swoich ustach od bardzo dawna wody, która pomagała w tych trudnych chwilach. Odetchnął z ulgą kiedy jego ból głowy odszedł.
- Dziękuję ci bardzo.- uśmiechnął się promiennie –Odwdzięczę się dzisiaj jak przyjdziesz. Lecę już i dam reszcie trochę wolności. Trzymaj się Hermi! – krzyknął i już zniknął za drzwiami wagonu ślizgonów.
Nie wiedzieć czemu uśmiechnęłam się. Była pewna jednego, choć Zabini był ślizgonem to mimo wszystko był zabawny.


*


- Misie moje! Wstajemy! – Zabini po rozmowie z gryfonką wszedł do przedziału gdzie znajdował się Draco Malfoy, Pansy Parkinson, Astoria Greengrass, Adrian Pucey i Teodor Nott. Zastał przyjaciół i dwie wkurzające ślizgonki w sennych stanach. Każdy odsypiał wczorajszą imprezę jaką zorganizował Draco z okazji zakończenia wojny i wakacji. Można było za co pić, więc można było zrozumieć ich zmęczenia. Tylko Blaise teraz trzymał się najlepiej od reszty. A wszystko dzięki eliksirowi.
- Zamknij morde Diable, jeśli ci życie miłe – mruknął Draco i poruszył się w ramionach, a raczej sidłach, Pansy, która przytuliła się do niego jak do misia. Wciąż twardo spała tak jak reszta w przedziale. Blaise podziałał tylko na Smoka, który powoli przebudzał się z krainy Morfeusza.
Zabini bez najmniejszych skrupułów zatrzasnął za sobą mocno drzwi i wziął nogi Notta ze swojego miejsca zrzucając je tak, że chłopak momentalnie oprzytomniał.
- Nudzi mi się z wami. Jesteście żałośni, jeżeli chodzi o kaca – prychnął Diabeł, wypinając dumnie pierś do przodu – Za to ja nie mam z tym już problemu.
- No właśnie – powiedział, już w pełni pobudzony Adrian – to dość dziwne, że nic ci nie jest… Jeszcze kilka minut temu byłeś taki jak my. – mruknął cicho ślizgon i na potwierdzenie swoich słów złapał się za bolącą głowę.
- Bo wziąłem eliksir na kaca. – nagle wszyscy w przedziel obudzili się i podnieśli swoje głowy, czego żałowali gdy niemiłosiernie ból o sobie przypomniał. Blaise widząc czynności wszystkich w przedziale zaśmiał się krótko i podał dziewczynom eliksir. Choć ich nie lubił to był kulturalny. – Pijcie po małym łyku i podawajcie dalej.
Astoria przyssała się do butelki jak małe dziecko, ale szybko Pansy wydarła jej flakonik i spojrzała na nią z nienawiścią.
- Jeszcze piłam jakbyś nie zauważyła. – wysyczała Astoria.
- Nie przyzwyczajaj i nie zabieraj cudzych rzeczy, kiedy tak naprawdę nie należą do ciebie. – odpowiedziała jej z jadem w głosie Pansy, oczywiście nawiązując nie tylko do eliksiru, ale również do blondyna, który w ogóle nie był zainteresowany tym, że dziewczyny się o niego sprzeczają.
- Proszę kochanie, napij się.- Pansy zamiast wypić pierwsza eliksir, oddała go Draconowi. Wszystko była w stanie dla niego zrobić, gdyż była w nim  od zawsze zakochana. Smok bez żadnego podziękowania wziął eliksir i wziął łyka, a następnie podał go reszcie.
Kiedy Teodor wypił ostatni łyk, oddał pusty flakonik Diabłowi i zapytał:
- Skąd to masz? Przecież skończyły się nam zapasy.
- Hermiona mi dała – odpowiedział i wzruszył ramionami.
Zapanowała cisza w przedziale, długa i niezręczna. Każdy się zastanawiał czy nie został albo otruty, albo poddany jakiemuś dowcipowi, który nie był zabawny. Blaise’owi nie przeszkadzało to i wyjął książkę po czym zaczął ją czytać. Po dłuższej chwili Smok wypowiedział się jako pierwszy:
- Granger ci to dała? – nie mógł w to uwierzyć. Może ich otruła, a efekty dopiero po kilku godzinach lub nawet dniach się pojawią? Jak na razie głowy przestały ich boleć z powodu kaca. Tylko to mogli wywnioskować.
- Tak.- Zabini ciągle wczytywał się w książkę i nie zważał na dziwny wzrok przyjaciół.
- Ty jesteś debilem Diable! – Astoria nie wytrzymała i wstała, krzycząc – Może ona nas otruła?! Nie pomyślałeś o tym?!
- Ucisz się kobieto. To, że nie mam kaca nie znaczy, że głowa może mnie nie boleć od twojego krzyku. – mruknął Zabini.
- Nie wierzę, że to  mówię, ale zgadzam się z nią – mruknął Adrian. Smok wciąż w ciszy trawił informacje, patrząc w zmieniający się za oknem widok. Granger bez powodu nie mogła im pomóc, a tym bardziej z dobroci serca.
- Głowy was nie bolą, więc się zamknijcie – powiedział już lekko zirytowany Zabini. Nagle zaczęła się awantura. Chłopaki, poza Smokiem zaczęli sprzeczać się i wymieniać swoje odmienne opinie. Zabini zaczął być czerwony na twarzy, gdyż pomógł im, a w zamian wszyscy mają do niego o to pretensje. Pansy przysunęła się do Dracona i powiedziała piszczącym głosem, trzepocząc przy tym swoimi sztucznymi rzęsami.
- Dracuś, co ty o tym sądzisz?
Był lekko zirytowany tym, że wypił coś co należało do szlamy, ale nie bolała już go głowa. Zwrócił się do swojego najlepszego przyjaciela i zauważył, że jest wkurzony, więc powiedział:
- Idziesz na fajkę? – zapytał, ignorując przyklejoną do niego dziewczynę. Zabini kiwnął lekko głową i wstał razem z przyjacielem po czym wyszli z przedziału.
- Teraz dorośli porozmawiają. – mruknął Teodor i ściągnął kufer, wyciągając szatę. - Smok go ustawi do pionu. - uspokoił resztę osób w przedziale.
Przyjaciele chcieli porozmawiać na osobności, ale tak naprawdę to Smoka nie interesowało to dlaczego wziął od Granger eliksir. Jedynie co chciał usłyszeć to to, że mikstura nie była zatruta i spokojnie  zapalić papierosa.

~*~


piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 1


"Puk, puk. To ja. Twój pech. Dawno się nie widzieliśmy."




*
                Hermiona, która kroczyła ulicą Pokątną, nie mogła się powstrzymać od szerokiego, sztucznego uśmiechu na twarzy. Wszyscy czarodzieje, którzy obok niej przechodzili, albo się zatrzymywali i pokazywali na nią palcem, albo uśmiechali się do niej i machali na powitanie, tak jakby kiedykolwiek się znali. Już powoli miała tego dość, ciągle osaczona przez innych czarodziei, którzy proszą to o zdjęcie lub autograf na pamiątkę. Ona chce tylko zacząć kolejny, a zarazem ostatni rok w Hogwarcie. Wiele się zmieniło od ostatniego razu. Stała się odważna, ładniejsza i mniej przemądrzała niż kiedyś, ale za to bardzo wredna. Czuje się jakby spełniła swój cel w życiu, jakby wygrała milion galeonów lub została słynną piosenkarką.
Kolejna osoba przechodząca obok niej uśmiechnęła się szeroko, a później powiedziała coś na ucho koleżanki obok. Hermiona już miała dość tego i chciała odpocząć, więc skręciła w ulicę Śmiertelnego Nokturna, która od lat nie jest już „czynna”  z tego powodu, że zazwyczaj na tej ulicy uprawiano czarną magię, ale po bitwie i zwyciężeniu Voldemorta wszyscy, którzy mieli coś na sumieniu, po prostu zaszyli się w mroku.
Hermiona po skręceniu w ciemną i wąską ulicę, oparła się plecami o zimną ścianę, która znajdowała się tuż za nią. Przymknęła lekko oczy i wypuściła kilka oddechów dla uspokojenia. Chciała spokoju, którego od dawna nie zaznała. Ron ciągle za nią chodził, a przecież nie byli nikim więcej dla siebie, niż tylko przyjaciółmi. Prawda, podczas wojny mieli ulotny, wspólny moment. Mimo wszystko Hermiona nie mogła tak szybko wyjść za mąż i do końca być z jednym mężczyzną. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale ma ochotę się zabawić. Dzięki wojnie zyskała nowe doświadczenia i zrozumiała, że życie jest krótkie i trzeba czerpać z niego jak najwięcej niezapomnianych chwil. Większość czasu siedziała z nosem w książkach kiedy inny czerpali przyjemność ze swojego życia. Co ona będzie opowiadać swoim dzieciom? Jak to przez całe życie najważniejsza była nauka? Jest to ważna rzecz, prawda, ale nie najważniejsza. Wojna ukazała jej prawdę, która mówiła, że każda chwila może być właśnie tą ostatnią. Z rozmyślań wyrwała ją nagle czyjaś dłoń na jej ustach. Jakaś postać zaatakowała ją od tyłu i jedynie co mogła zrobić to mocno się szarpać. Na nic dały jej próby walki, gdyż nagle poczuła jak ktoś mocno walnął ją w głowę czymś ciężkim. Ostatnim co zapamiętała to ciemność.


*

Obudził ją głos szuranego krzesełka. Powoli otworzyła oczy, ale nie mogła nic dostrzec, tak jakby miała wadę wzroku i nie włożyła okularów. Czuła stęchliznę i słyszała kapanie wody, które najprawdopodobniej dochodziło z rur.
- No dalej, szlamo. Budź się ze snu. – Jakiś ochrypły i głęboki głos przemówił do niej, a słyszała go tak dobrze, jakby szeptał jej do ucha.
Po chwili Hermiona przyzwyczaiła oczy i rozejrzała się dookoła. Przed nim siedział nieogolony i brudny mężczyzna, którego ubrania również nie były w lepszym stanie. Nie mogła rozpoznać go, ale po wytatuowanych znakach na szyi, mogła się domyśleć, że to jeden z śmierciożerców.
- Nie kojarzysz nas, prawda? – zapytał ją mężczyzna, z żółtymi zębami. Hermiona przyjrzała się uważniej nieznajomemu i starała się poskładać elementy w jedną całość. Po chwili wiedziała kto przed nią stoi. Myślała, że gorzej już być nie może, kiedy z rogu wyszedł przyjaciel śmierciożercy, również w opłakanym stanie. Jedynie co dziewczyna mogła wywnioskować z całej sytuacji to jedno: kłopoty.
- Czego ode mnie chcecie? – Hermiona wypowiedziała te słowa szeptem i nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszeli, ale się myliła.
- Czego chcemy? To chyba proste. Chcemy żebyś miała świadomość co z nami zrobiłaś. Patrz jak wasza święta trójca bohaterów nasz urządziła. – Przy tym pokazał na siebie i przyjaciela ręką tak jakby miała zapamiętać każdy element ich ciała. Byli wrakami człowieka, brudni niż zazwyczaj, a ich policzki były zapadnięte. W głębi duszy dziewczynę nie interesowało to co się stało ze śmierciożercami po wojnie, dla niej najważniejsze było to, że ta wojna się skończyła i teraz mogła żyć szczęśliwie. A raczej mogła.
- Proszę Avery, chce pierwszy to zrobić. – Mulciber zwrócił się do chłopaka stojącego przed nim z prośbą w oczach. Nie mógł wytrzymać napięcia i musiał co kilka sekund przestępować z nogi na nogę. Czuł się taki podekscytowany.
- Proszę bardzo. – uśmiechnął się lubieżnie Avery.
Mulciberbowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu podszedł do krzesła, do którego Hermiona była przywiązana i wycelował w nią swoją różdżką. Dziewczyna w środku odczuwała wielki strach, ale mimo wszystko nie ugięła się i spojrzała w również żółte oczy wroga.
- Użyj na mnie jakiegokolwiek zaklęcia niewybaczalnego, a Ministerstwo od razu was znajdzie. – wysyczała Hermiona z  pogardą w głosie. Już wiele razy unikała śmierci i po tym wszystkim co przeżyła śmiesznie byłoby teraz umrzeć w taki sposób.
- O to nam chodzi. Crucio!
Z końca różdżki Mulcibera wystrzelił zielone światło, które ugodziło Hermionę w prawie ramię. Dziewczyna nie wiedziała co począć, gdyż ból był taki ostry i gwałtowny, że nawet wrzaski nie mogły jej pomóc. Czuła się tak jakby przez całe ciało przechodził jej prąd połączony z wbijających się milion szpilek. Ból był tak mocny i nie do zniesienia, że nawet nie zauważyła kiedy z jej oczu popłynęły łzy. Kiedy śmierciożerca przerwał zaklęcie, patrzył na swój wyczyn z dumą na twarzy. Dziewczyna ciężko oddychała oraz kropelki potu zaczęły się pojawiać na jej czole.
- Dobrze  Mulciber. A teraz ją odwiąż. Trzymamy się planu, bo czasu mamy coraz to mniej.- zażądził Avery do stojącego obok przyjaciela, który nie spuszczał wzroku z cierpiącej dziewczyny.
- W-wy mordercy-y. – Hermiona dławiła się swoimi słonymi łzami, które coraz to więcej pojawiały się na jej zaczerwienionych policzkach. Śmierciożerca zignorował jej uwagę na ich temat i podszedł do niej by ją rozwiązać. Gdy brązowooka miała uwolnione ręce, chciała spróbować wstać i uciec, ale gdy tylko się podniosła, od razu przez jej ciało przeszedł podobny ból jaki wcześniej zaznała. Bezczynnie upadła na ziemię i nawet nie starała się wstać, gdyż jej nadgarstkom brakowało krwi i były lekko sine. Avary podszedł szybko do dziewczyny i pociągnął ją tak szybko do góry, że nawet nie zdążyła dobrze postawić nóg. Stanął za nią i trzymał ją w pasie jedną z swoich zranionych i brudnych rąk, za to w drugiej trzymał nóż i przystawił go do gardła ledwo co przytomnej dziewczyny.
- A teraz posłuchaj, nędzna szlamo. Jak już pewnie zauważyłaś, nie darzymy cię sympatią, a że jesteś mądrą dziewczyną lub czymkolwiek cię nazwano, będziesz mnie słuchać i jak karzę ci coś powtórzyć, ty to zrobisz. Mulciber, różdżka. Czas skończyć nasz plan. A ty, podasz mojemu koledze swoją rękę.
Hermiona nie wiedziała co planują, dlatego zignorowała rozkaz śmierciożercy, który wciąż trzymał ją w ciasnym i bolesnym objęciu. Mulciber nie miał ochoty czekać, więc sam sięgnął po prawą rękę dziewczyny i ścisnął ją własną z obrzydzenie w oczach i grymasem na ustach.
- Chyba wiesz co to jest Przysięga Wieczysta? – czekał aż dziewczyna pokiwa mu potwierdzająco głową, ale nie doczekał się, więc kontynuował dalej. – Oczywiście, że wiesz. Więc teraz trochę sobie coś obiecamy, dobrze? Ja będę Gwarantem, a ty będziesz tylko mówić jedno słowo: przysięgam.  Inaczej ten nóż, przy twoim gardle, wbije się tak mocno, że wykrwawisz się na śmierć.
Mulciber zaśmiał się widzą minę przerażonej dziewczyny. Avery chcąc pokazać, że nie żartuje lekko drasnął oliwkową skórę Hermiony, tak że pojawiło się na niej rozcięcie, a pisk krzywdzonej tylko pomógł mu tego dokonać. Dziewczyna nie chciała umrzeć.
- Dobrze. Właściwie to chcemy tylko od ciebie jednej przysięgi. Takiej przysięgi, której nie dasz rady spełnić. Chcemy żebyś przez rok, codziennie budziła się z tą myślą, że jesteś coraz bliżej śmierci. Avery, kto będzie w Hogwarcie żeby mógł w tym uczestniczyć i nam pomóc?
- Wiem, że ten chłopak od Zabiniego będzie w tym roku –rozmyślał Mulciber, ale po chwili dodał – Ale on się do tego nie nadaje. Idealnym kandydatem będzie Malfoy. –uśmiechnął się szelmowsko pod nosem. Przyjaciel zaśmiał się pod nosem na potwierdzenie słów współtowarzysza.
- Draco Malfoy – wypowiedział na głos nazwisko najbardziej znienawidzonego przez Hermionę chłopaka i spojrzał na przerażone oczy dziewczyny – Masz złożyć wieczystą przysięgę, Granger. Do końca nauki w Hogwarcie, musisz się przespać z Draco Malfoyem albo inaczej umrzesz. Przysięgasz? – szepnął na końcu i wyczekiwał od dziewczyny odpowiedzi.
Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom, co karzą jej zrobić śmierciożercy. Przecież to jest bez sensu… Mogli wymyślić jakąkolwiek inną prośbę, a wybrali coś tak głupiego?
Kiedy dziewczyna milczała, Avery nie próżnował i postarał się ją trochę nastraszyć bo im dłużej będzie zwlekać to złote pnącze, które oplata jej i Mulciber rękę, zniknie, więc przejechał po jej szyi swoim nożem, powodując przy tym krzyk dziewczyny i strużkę krwi, która powoli spływała pod jej koszulkę.
- P-przysięgam! – krzyknęła Hermiona chcąc się ochronić przed kolejną krzywdą.
-Dobra dziewczynka. Czy przysięgasz, że nigdy nikomu nie powiesz co się tu stało?
- Przysięgam! – odpowiedziała niemal natychmiast, bo nie chciała znowu poczuć jak jej skóra rozcina się pod nożem trzymanym przez śmierciożerce.
- Dobrze. Puść jej rękę, Mulciber.
Mulciber jak usłyszał, tak zrobił. Puścił bladą od uścisku rękę Hermiony i z wstrętem wymalowanym na twarzy wytarł swoją dłoń w szmatę, którą znalazł na podłodze.
Kiedy Avery zluźnił uścisk, szatynka musiała jeszcze raz wszystko przemyśleć. Musiała się przespać z Draconem by nie zginąć i to do końca nauki w Hogwarcie. Choć nienawidziła śmierciożerców, oni mieli rację. Draco nigdy jej nie dotknie bo dla niego nadal jest tylko szlamą, która zostawia po sobie szlam. Przecież jak kiedyś lekko go trąciła ręką, ten od razy pobiegł do toalety, krzycząc: Uwaga! Zejść z drogi, szlama mnie dotknęła. Przynieście leki, apteczkę, cokolwiek! Szybko, bo to mnie zaraz zabije!

- Tak, tak, Graneger. Dobrze Ci się wydaje. Umrzesz. Będziesz umierać z każdą godziną, dniem, miesiącem gdyż nigdy Ci się ten plan nie powiedzie. – Avery widząc minę Hermiony, od razu mógł się domyślić o czym myśli. – Do tego doszły nas słuchy, że jesteś wieczną dziewicą co dodatkowo utrudni ci sprawę.
Kiedy oboje chcieli ją z powrotem przywiązać do krzesła, nagle drzwi do piwnicy się otworzyły, a w nich się ukazało czterech aurorów, którzy od razy powalili śmierciożerców na ziemię przy użyciu różnych zaklęć.
- Zabrać ich, tam skąd uciekli! – krzyknął jeden z nich, by później podbiec do Hermiony, która upadła na ziemię i kuliła się za krzesłem. Wzrokiem odprowadzała aurorów, którzy ciągnęli bezwładne ciała Mulcibera i Avery’ego, gdyż zaklęcie, którym dostali pozbawiło ich przytomności.
- Słyszysz mnie? Wszystko dobrze. Już jesteś bezpieczna. – ktoś szeptał jej te słowa otuchy do ucha.
Tak, chciałabym w to wierzyć- pomyślała Hermiona.



~*~


Pierwszy rozdział za nami! Trochę mi zajęły poprawki, ale udało się. 
Ogólnie jestem nawet zadowolona i mam nadzieję, że ktoś będzie chciał się zapoznać z tą historią.
Miłego czytania, misie! x
~ Rose

środa, 6 stycznia 2016

Prolog

*

                Wojna się skończyła. Nie ma już bólu, śmierci ani smutku. Pojawiła się nadzieja, która zwyciężyła wszystko inne i zmieniła świat na lepszy. Dobro wygrało, a w raz z nim wygrali wszyscy, którzy na to zasłużyli. Panuje spokój… Ale czy na pewno?
Śmierciożercy, którzy uciekli z bitwy o Hogwart wciąż żyją i się ukrywają. Muszą uciekać przed wymiarem sprawiedliwości, której nie chcą. Służyli dla Czarnego Pana i powinni być za to wynagrodzeni, niestety jak, skoro Voldemort został pokonany przez Harry’ego Pottera? Teraz ukrywanie się dla nich jest jedyną deską ratunku.
- Musimy coś zrobić! Mam dość tego wiecznego ukrywania się. Już wole iść do Azkabanu! –Powiedział pewnego dnia Mulciber, jeden z śmierciożerców, zwracając się do Avary’ego.
- Chyba nie wiesz co mówisz… Służyliśmy Czarnemu Panu i powinniśmy nadal wypełniać jego rozkazy, choć on już nie żyje… Powinniśmy iść do Azkabanu, ale jako bohaterzy, a nie tchórze.
- Więc co proponujesz, Avery?
- Proponuje się pobawić. - Spojrzał na swojego towarzysza z zaciekawieniem wymalowanym na twarzy.
- A w co?
- W czyjąś powolną śmierć.- Obaj śmierciożercy uśmiechnęli się na słowo śmierć, tak jakby powiedzieli równie dobrze, cześć do nieznajomego. - I już wiem kogo.
- Kogo wybrałeś?- zapytał Avery, spoglądając na swojego towarzysza, z ciekawością w oczach.
- Tą szlame Pottera. Granger.
- Załatwione.- uśmiechnął się przebiegle pod nosem. Avery nie mógł się doczekać, aż w chwale odejdzie z tego świata.

                                                                         ~*~                                            

Hejka, znowu!

Bardzo długo mnie tutaj nie było, niestety. Pisząc to opowiadanie przydarzyła się przygoda z moim starym laptopem i dyskiem. Nagle wszystko co się na nim znajdowało zniknęło, wraz z tą historią. To był dla mnie cios. Nie miałam na czym pisać i tak przez kilka miesięcy. Kiedy dostałam nowy laptop to miałam wielkie trudności z ponownym pisaniem. Na dodatek strasznie odzwyczaiłam się od pisania i przebywania przed komputerem. Później przyszła nauka i obowiązki. Nawet w wakacje nie miałam czasu bo ciągle bywałam na dworze z przyjaciółmi. Więc wracam dzisiaj, a co tam szkodzi! Nowy początek tej samej historii, tylko trochę mienionej. Miłego, kotki! :*

piątek, 31 stycznia 2014

Drogi panie nikt

              Wiesz czasem czego od ciebie oczekuję? Pragnę byś patrząc na mnie widział tą jedyną. I żebyś patrzył tak przez następne kilkadziesiąt lat naszego małżeństwa aż do zasranej śmierci. Żebyś pod choinkę przyniósł mi czerwoną różę, jak w "Piękna i Bestia", wiedząc jak bardzo lubię bajki. Codziennie rano budził mnie pocałunkiem, mówiąc "wstawaj śpiochu" i nawet jak cię walnę za to, że mnie tak wcześnie obudziłeś, ty zaczniesz śpiewać tak głośno, że z chęcią już wstanę. Bym codziennie zasypiała w twoich ramionach, czując się bezpiecznie. Chcę byś był moim księciem i ratował mnie przed łzami oraz smutkiem. Jak powiedziałabym, że chce gwiazdkę z nieba, ty ściągniął byś mi wszystkie gwiazdozbiory wraz z księżycem. Byś kochał mnie tak samo w wieku 60 lat, jak wtedy kiedy pierwszy raz mnie pokochałeś. Chce byś był moim kundlem, który ochroni przed złymi psami, jak w "Zakochanym Kundlu" i żebyśmy zjedli tak śmiesznie spaghetti. Żebyś z złego chłopca, stał się kochający i uczuciowy, a to wszystko dzięki mnie jak w "Zaplątani". Byś spełnił każde moje marzenie choćby nie wiadomo jakie spotkałyby cię przeszkody. Chce żebyś znał mnie tak dobrze, że wiesz jakie słowa masz wymówić by poprawić mi nastrój. Po powrocie do domu i spojrzeniu na mnie chce żebyś mnie przytulił jakbyś nie widział mnie przez kilka lat. Nie oglądał się za innymi, o wiele piękniejszymi kobietami, bo tylko mnie uważałbyś za najpiękniejszą na świecie. I chce żebyś powtarzał te cholerne słowa "KOCHAM CIĘ" i tak do zasranej śmierci oby płynęły prosto z serca. Ja chce byś był każdym idealnym bohaterem z moich tysięcznych przeczytanych książek. Ratował kiedy to ja upadam, dodawał otuchy kiedy w siebie nie wierzę i rozśmieszał mnie kiedy będzie brakować ci tego pięknego uśmiechu. Chce żebyś mnie kochał. Chce być dla ciebie tą idealną, jedyną i perfekcyjną. Będę cię wkurzać i się z tobą kłócić ile się będzie tylko dało, ale serce nigdy nie pozwoli ci ode mnie odejść. Nawet jak zmuszę cię do oglądania ze mną "Titanica", choć ty go nie lubisz. I każdego romantycznego filmu czy bajki. Mówiłam, że kocham bajki? A kiedy będziemy tak starzy i będziemy się żegnać, zaśniemy wspólnie jak w "Pamiętniku", trzymając się za ręce. Będziemy mieć dzieci, wnuki i nawet prawnuki. A ty po latach patrząc przez połówki okularów powiesz, że z dnia na dzień robię się coraz piękniejsza choć oboje wiemy, że to nie jest prawda, gdyż cała moja twarz będzie w zmarszczkach. Zasypiając będziesz śnił o jednym. O nas. Chce żeby na naszym grobie napisali "i żyli długo i szczęśliwie". A kiedy trafimy do nieba, pierwsza twoja myśl to by mnie znaleźć i powiedzieć jedno: Kocham cię.

sobota, 13 lipca 2013

Powitanie

Cześć! Mam na imię Rose i tym razem będę pisać o Dramione. Mam jak na razie ciekawą myśl o nich, ponieważ dzisiaj w nocy śnił mi się sen o tym parinkgu i tak jakoś pomyślałam, czemu nie przeleję go na kartkę. Jestem trochę średnią pisarką i nie mam najlepszych ocen z polskiego, ale się postaram. Wiem, że mało kto tu będzie wchodził, mam o tym świadomość. Ale piszę głównie dla siebie. Szablon zawdzięczam dzięki stronie zaczarowane-szablony i oczywiście polecam tą stronę bo jest niesamowita.
Wracając jeszcze do bloga, to chce na miejscu powiedzieć, że pojawią się w nim wulgaryzmy, dwuznaczne aluzje itp. Żeby później nie było, że nie ostrzegałam, okej? Bo nie mam ochoty pisać pod każdym rozdziałem, że pojawi się tam słowo 'kurwa'. Osobiście, nie jestem zwolenniczką, takiego słownictwa, ale szczerze mówiąc niekiedy mi brakuje w niektórych książkach tej szczerości. Największe przekleństwo w książce jakie czytałam to chyba 'cholera'... No okej, rozumiem, że niektórych to może zrażać etc, ale nie jesteście dziećmi i w całym życiu nie pierwszy i nie ostatni raz usłyszeliście takie słowa. Poinformuję przed rozdziałem, jeżeli pojawią się jakieś wątki seksualne, bo akurat na tym blogu nie ma będzie ich aż tak dużo. Wiem, że większość tego nie przeczyta, bo to tak jak instrukcja obsługi czy jakiś regulamin co zazwyczaj wszyscy pomijają, lub wyrzucają do śmieci, rozumiem. Ale później nie miejcie do mnie pretensji bo czytacie to na własną odpowiedzialność. Jeszcze co do błędów w każdym rozdziale, bo takie na pewno się pojawią. Jak już wspomniałam nie jestem dobra z polskiego etc, ale wiem jak się pisze np. łóżko. Jestem tylko zwyczajną dziewczyną z tęgą wyobraźnią, więc mnie zrozumcie.  Miłego czytania. :)