piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział 1


"Puk, puk. To ja. Twój pech. Dawno się nie widzieliśmy."




*
                Hermiona, która kroczyła ulicą Pokątną, nie mogła się powstrzymać od szerokiego, sztucznego uśmiechu na twarzy. Wszyscy czarodzieje, którzy obok niej przechodzili, albo się zatrzymywali i pokazywali na nią palcem, albo uśmiechali się do niej i machali na powitanie, tak jakby kiedykolwiek się znali. Już powoli miała tego dość, ciągle osaczona przez innych czarodziei, którzy proszą to o zdjęcie lub autograf na pamiątkę. Ona chce tylko zacząć kolejny, a zarazem ostatni rok w Hogwarcie. Wiele się zmieniło od ostatniego razu. Stała się odważna, ładniejsza i mniej przemądrzała niż kiedyś, ale za to bardzo wredna. Czuje się jakby spełniła swój cel w życiu, jakby wygrała milion galeonów lub została słynną piosenkarką.
Kolejna osoba przechodząca obok niej uśmiechnęła się szeroko, a później powiedziała coś na ucho koleżanki obok. Hermiona już miała dość tego i chciała odpocząć, więc skręciła w ulicę Śmiertelnego Nokturna, która od lat nie jest już „czynna”  z tego powodu, że zazwyczaj na tej ulicy uprawiano czarną magię, ale po bitwie i zwyciężeniu Voldemorta wszyscy, którzy mieli coś na sumieniu, po prostu zaszyli się w mroku.
Hermiona po skręceniu w ciemną i wąską ulicę, oparła się plecami o zimną ścianę, która znajdowała się tuż za nią. Przymknęła lekko oczy i wypuściła kilka oddechów dla uspokojenia. Chciała spokoju, którego od dawna nie zaznała. Ron ciągle za nią chodził, a przecież nie byli nikim więcej dla siebie, niż tylko przyjaciółmi. Prawda, podczas wojny mieli ulotny, wspólny moment. Mimo wszystko Hermiona nie mogła tak szybko wyjść za mąż i do końca być z jednym mężczyzną. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale ma ochotę się zabawić. Dzięki wojnie zyskała nowe doświadczenia i zrozumiała, że życie jest krótkie i trzeba czerpać z niego jak najwięcej niezapomnianych chwil. Większość czasu siedziała z nosem w książkach kiedy inny czerpali przyjemność ze swojego życia. Co ona będzie opowiadać swoim dzieciom? Jak to przez całe życie najważniejsza była nauka? Jest to ważna rzecz, prawda, ale nie najważniejsza. Wojna ukazała jej prawdę, która mówiła, że każda chwila może być właśnie tą ostatnią. Z rozmyślań wyrwała ją nagle czyjaś dłoń na jej ustach. Jakaś postać zaatakowała ją od tyłu i jedynie co mogła zrobić to mocno się szarpać. Na nic dały jej próby walki, gdyż nagle poczuła jak ktoś mocno walnął ją w głowę czymś ciężkim. Ostatnim co zapamiętała to ciemność.


*

Obudził ją głos szuranego krzesełka. Powoli otworzyła oczy, ale nie mogła nic dostrzec, tak jakby miała wadę wzroku i nie włożyła okularów. Czuła stęchliznę i słyszała kapanie wody, które najprawdopodobniej dochodziło z rur.
- No dalej, szlamo. Budź się ze snu. – Jakiś ochrypły i głęboki głos przemówił do niej, a słyszała go tak dobrze, jakby szeptał jej do ucha.
Po chwili Hermiona przyzwyczaiła oczy i rozejrzała się dookoła. Przed nim siedział nieogolony i brudny mężczyzna, którego ubrania również nie były w lepszym stanie. Nie mogła rozpoznać go, ale po wytatuowanych znakach na szyi, mogła się domyśleć, że to jeden z śmierciożerców.
- Nie kojarzysz nas, prawda? – zapytał ją mężczyzna, z żółtymi zębami. Hermiona przyjrzała się uważniej nieznajomemu i starała się poskładać elementy w jedną całość. Po chwili wiedziała kto przed nią stoi. Myślała, że gorzej już być nie może, kiedy z rogu wyszedł przyjaciel śmierciożercy, również w opłakanym stanie. Jedynie co dziewczyna mogła wywnioskować z całej sytuacji to jedno: kłopoty.
- Czego ode mnie chcecie? – Hermiona wypowiedziała te słowa szeptem i nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszeli, ale się myliła.
- Czego chcemy? To chyba proste. Chcemy żebyś miała świadomość co z nami zrobiłaś. Patrz jak wasza święta trójca bohaterów nasz urządziła. – Przy tym pokazał na siebie i przyjaciela ręką tak jakby miała zapamiętać każdy element ich ciała. Byli wrakami człowieka, brudni niż zazwyczaj, a ich policzki były zapadnięte. W głębi duszy dziewczynę nie interesowało to co się stało ze śmierciożercami po wojnie, dla niej najważniejsze było to, że ta wojna się skończyła i teraz mogła żyć szczęśliwie. A raczej mogła.
- Proszę Avery, chce pierwszy to zrobić. – Mulciber zwrócił się do chłopaka stojącego przed nim z prośbą w oczach. Nie mógł wytrzymać napięcia i musiał co kilka sekund przestępować z nogi na nogę. Czuł się taki podekscytowany.
- Proszę bardzo. – uśmiechnął się lubieżnie Avery.
Mulciberbowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu podszedł do krzesła, do którego Hermiona była przywiązana i wycelował w nią swoją różdżką. Dziewczyna w środku odczuwała wielki strach, ale mimo wszystko nie ugięła się i spojrzała w również żółte oczy wroga.
- Użyj na mnie jakiegokolwiek zaklęcia niewybaczalnego, a Ministerstwo od razu was znajdzie. – wysyczała Hermiona z  pogardą w głosie. Już wiele razy unikała śmierci i po tym wszystkim co przeżyła śmiesznie byłoby teraz umrzeć w taki sposób.
- O to nam chodzi. Crucio!
Z końca różdżki Mulcibera wystrzelił zielone światło, które ugodziło Hermionę w prawie ramię. Dziewczyna nie wiedziała co począć, gdyż ból był taki ostry i gwałtowny, że nawet wrzaski nie mogły jej pomóc. Czuła się tak jakby przez całe ciało przechodził jej prąd połączony z wbijających się milion szpilek. Ból był tak mocny i nie do zniesienia, że nawet nie zauważyła kiedy z jej oczu popłynęły łzy. Kiedy śmierciożerca przerwał zaklęcie, patrzył na swój wyczyn z dumą na twarzy. Dziewczyna ciężko oddychała oraz kropelki potu zaczęły się pojawiać na jej czole.
- Dobrze  Mulciber. A teraz ją odwiąż. Trzymamy się planu, bo czasu mamy coraz to mniej.- zażądził Avery do stojącego obok przyjaciela, który nie spuszczał wzroku z cierpiącej dziewczyny.
- W-wy mordercy-y. – Hermiona dławiła się swoimi słonymi łzami, które coraz to więcej pojawiały się na jej zaczerwienionych policzkach. Śmierciożerca zignorował jej uwagę na ich temat i podszedł do niej by ją rozwiązać. Gdy brązowooka miała uwolnione ręce, chciała spróbować wstać i uciec, ale gdy tylko się podniosła, od razu przez jej ciało przeszedł podobny ból jaki wcześniej zaznała. Bezczynnie upadła na ziemię i nawet nie starała się wstać, gdyż jej nadgarstkom brakowało krwi i były lekko sine. Avary podszedł szybko do dziewczyny i pociągnął ją tak szybko do góry, że nawet nie zdążyła dobrze postawić nóg. Stanął za nią i trzymał ją w pasie jedną z swoich zranionych i brudnych rąk, za to w drugiej trzymał nóż i przystawił go do gardła ledwo co przytomnej dziewczyny.
- A teraz posłuchaj, nędzna szlamo. Jak już pewnie zauważyłaś, nie darzymy cię sympatią, a że jesteś mądrą dziewczyną lub czymkolwiek cię nazwano, będziesz mnie słuchać i jak karzę ci coś powtórzyć, ty to zrobisz. Mulciber, różdżka. Czas skończyć nasz plan. A ty, podasz mojemu koledze swoją rękę.
Hermiona nie wiedziała co planują, dlatego zignorowała rozkaz śmierciożercy, który wciąż trzymał ją w ciasnym i bolesnym objęciu. Mulciber nie miał ochoty czekać, więc sam sięgnął po prawą rękę dziewczyny i ścisnął ją własną z obrzydzenie w oczach i grymasem na ustach.
- Chyba wiesz co to jest Przysięga Wieczysta? – czekał aż dziewczyna pokiwa mu potwierdzająco głową, ale nie doczekał się, więc kontynuował dalej. – Oczywiście, że wiesz. Więc teraz trochę sobie coś obiecamy, dobrze? Ja będę Gwarantem, a ty będziesz tylko mówić jedno słowo: przysięgam.  Inaczej ten nóż, przy twoim gardle, wbije się tak mocno, że wykrwawisz się na śmierć.
Mulciber zaśmiał się widzą minę przerażonej dziewczyny. Avery chcąc pokazać, że nie żartuje lekko drasnął oliwkową skórę Hermiony, tak że pojawiło się na niej rozcięcie, a pisk krzywdzonej tylko pomógł mu tego dokonać. Dziewczyna nie chciała umrzeć.
- Dobrze. Właściwie to chcemy tylko od ciebie jednej przysięgi. Takiej przysięgi, której nie dasz rady spełnić. Chcemy żebyś przez rok, codziennie budziła się z tą myślą, że jesteś coraz bliżej śmierci. Avery, kto będzie w Hogwarcie żeby mógł w tym uczestniczyć i nam pomóc?
- Wiem, że ten chłopak od Zabiniego będzie w tym roku –rozmyślał Mulciber, ale po chwili dodał – Ale on się do tego nie nadaje. Idealnym kandydatem będzie Malfoy. –uśmiechnął się szelmowsko pod nosem. Przyjaciel zaśmiał się pod nosem na potwierdzenie słów współtowarzysza.
- Draco Malfoy – wypowiedział na głos nazwisko najbardziej znienawidzonego przez Hermionę chłopaka i spojrzał na przerażone oczy dziewczyny – Masz złożyć wieczystą przysięgę, Granger. Do końca nauki w Hogwarcie, musisz się przespać z Draco Malfoyem albo inaczej umrzesz. Przysięgasz? – szepnął na końcu i wyczekiwał od dziewczyny odpowiedzi.
Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom, co karzą jej zrobić śmierciożercy. Przecież to jest bez sensu… Mogli wymyślić jakąkolwiek inną prośbę, a wybrali coś tak głupiego?
Kiedy dziewczyna milczała, Avery nie próżnował i postarał się ją trochę nastraszyć bo im dłużej będzie zwlekać to złote pnącze, które oplata jej i Mulciber rękę, zniknie, więc przejechał po jej szyi swoim nożem, powodując przy tym krzyk dziewczyny i strużkę krwi, która powoli spływała pod jej koszulkę.
- P-przysięgam! – krzyknęła Hermiona chcąc się ochronić przed kolejną krzywdą.
-Dobra dziewczynka. Czy przysięgasz, że nigdy nikomu nie powiesz co się tu stało?
- Przysięgam! – odpowiedziała niemal natychmiast, bo nie chciała znowu poczuć jak jej skóra rozcina się pod nożem trzymanym przez śmierciożerce.
- Dobrze. Puść jej rękę, Mulciber.
Mulciber jak usłyszał, tak zrobił. Puścił bladą od uścisku rękę Hermiony i z wstrętem wymalowanym na twarzy wytarł swoją dłoń w szmatę, którą znalazł na podłodze.
Kiedy Avery zluźnił uścisk, szatynka musiała jeszcze raz wszystko przemyśleć. Musiała się przespać z Draconem by nie zginąć i to do końca nauki w Hogwarcie. Choć nienawidziła śmierciożerców, oni mieli rację. Draco nigdy jej nie dotknie bo dla niego nadal jest tylko szlamą, która zostawia po sobie szlam. Przecież jak kiedyś lekko go trąciła ręką, ten od razy pobiegł do toalety, krzycząc: Uwaga! Zejść z drogi, szlama mnie dotknęła. Przynieście leki, apteczkę, cokolwiek! Szybko, bo to mnie zaraz zabije!

- Tak, tak, Graneger. Dobrze Ci się wydaje. Umrzesz. Będziesz umierać z każdą godziną, dniem, miesiącem gdyż nigdy Ci się ten plan nie powiedzie. – Avery widząc minę Hermiony, od razu mógł się domyślić o czym myśli. – Do tego doszły nas słuchy, że jesteś wieczną dziewicą co dodatkowo utrudni ci sprawę.
Kiedy oboje chcieli ją z powrotem przywiązać do krzesła, nagle drzwi do piwnicy się otworzyły, a w nich się ukazało czterech aurorów, którzy od razy powalili śmierciożerców na ziemię przy użyciu różnych zaklęć.
- Zabrać ich, tam skąd uciekli! – krzyknął jeden z nich, by później podbiec do Hermiony, która upadła na ziemię i kuliła się za krzesłem. Wzrokiem odprowadzała aurorów, którzy ciągnęli bezwładne ciała Mulcibera i Avery’ego, gdyż zaklęcie, którym dostali pozbawiło ich przytomności.
- Słyszysz mnie? Wszystko dobrze. Już jesteś bezpieczna. – ktoś szeptał jej te słowa otuchy do ucha.
Tak, chciałabym w to wierzyć- pomyślała Hermiona.



~*~


Pierwszy rozdział za nami! Trochę mi zajęły poprawki, ale udało się. 
Ogólnie jestem nawet zadowolona i mam nadzieję, że ktoś będzie chciał się zapoznać z tą historią.
Miłego czytania, misie! x
~ Rose

4 komentarze:

  1. Eee... Trochę dziwna ta przysięga , ale sądzę że rozdział zapowiada się ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie. Z niecierpliwością czekam na drugi rozdział :)
    Pozdrawiam serdecznie, K. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładny rozdział :)
    Podoba mi się i zapowiada się bardzo ciekawie. Mam nadzieje że dalej będziesz tak dobrze pisać :)
    http://isabellebailey.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie ukrywam, że uśmiałam się nieźle przy tej przysiędze. Geniusz! Niektórzy mogą uważać, że to trochę tandetne, ale moim zdaniem jest tak dziwne, że aż śmieszne. A dość trudno mnie rozbawić więc to komplement.
    Kochaśka

    OdpowiedzUsuń