"Puk, puk. To ja. Twój pech. Dawno się nie widzieliśmy."
*
Hermiona, która kroczyła ulicą Pokątną, nie mogła się powstrzymać od
szerokiego, sztucznego uśmiechu na twarzy. Wszyscy czarodzieje, którzy obok
niej przechodzili, albo się zatrzymywali i pokazywali na nią palcem, albo
uśmiechali się do niej i machali na powitanie, tak jakby kiedykolwiek się
znali. Już powoli miała tego dość, ciągle osaczona przez innych czarodziei,
którzy proszą to o zdjęcie lub autograf na pamiątkę. Ona chce tylko zacząć
kolejny, a zarazem ostatni rok w Hogwarcie. Wiele się zmieniło od ostatniego
razu. Stała się odważna, ładniejsza i mniej przemądrzała niż kiedyś, ale za to
bardzo wredna. Czuje się jakby spełniła swój cel w życiu, jakby wygrała milion
galeonów lub została słynną piosenkarką.
Kolejna osoba przechodząca obok niej uśmiechnęła się
szeroko, a później powiedziała coś na ucho koleżanki obok. Hermiona już miała
dość tego i chciała odpocząć, więc skręciła w ulicę Śmiertelnego Nokturna,
która od lat nie jest już „czynna” z tego powodu, że zazwyczaj na tej
ulicy uprawiano czarną magię, ale po bitwie i zwyciężeniu Voldemorta wszyscy,
którzy mieli coś na sumieniu, po prostu zaszyli się w mroku.
Hermiona po skręceniu w ciemną i wąską ulicę, oparła się
plecami o zimną ścianę, która znajdowała się tuż za nią. Przymknęła lekko oczy
i wypuściła kilka oddechów dla uspokojenia. Chciała spokoju, którego od dawna
nie zaznała. Ron ciągle za nią chodził, a przecież nie byli nikim więcej dla
siebie, niż tylko przyjaciółmi. Prawda, podczas wojny mieli ulotny, wspólny
moment. Mimo wszystko Hermiona nie mogła tak szybko wyjść za mąż i do końca być
z jednym mężczyzną. Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale ma ochotę się zabawić.
Dzięki wojnie zyskała nowe doświadczenia i zrozumiała, że życie jest krótkie i
trzeba czerpać z niego jak najwięcej niezapomnianych chwil. Większość czasu siedziała
z nosem w książkach kiedy inny czerpali przyjemność ze swojego życia. Co ona
będzie opowiadać swoim dzieciom? Jak to przez całe życie najważniejsza była
nauka? Jest to ważna rzecz, prawda, ale nie najważniejsza. Wojna ukazała jej
prawdę, która mówiła, że każda chwila może być właśnie tą ostatnią. Z rozmyślań
wyrwała ją nagle czyjaś dłoń na jej ustach. Jakaś postać zaatakowała ją od tyłu
i jedynie co mogła zrobić to mocno się szarpać. Na nic dały jej próby walki,
gdyż nagle poczuła jak ktoś mocno walnął ją w głowę czymś ciężkim. Ostatnim co
zapamiętała to ciemność.
*
Obudził ją głos szuranego krzesełka. Powoli otworzyła oczy,
ale nie mogła nic dostrzec, tak jakby miała wadę wzroku i nie włożyła okularów.
Czuła stęchliznę i słyszała kapanie wody, które najprawdopodobniej dochodziło z
rur.
- No dalej, szlamo. Budź się ze snu. – Jakiś ochrypły i
głęboki głos przemówił do niej, a słyszała go tak dobrze, jakby szeptał jej do
ucha.
Po chwili Hermiona przyzwyczaiła oczy i rozejrzała się
dookoła. Przed nim siedział nieogolony i brudny mężczyzna, którego ubrania
również nie były w lepszym stanie. Nie mogła rozpoznać go, ale po wytatuowanych
znakach na szyi, mogła się domyśleć, że to jeden z śmierciożerców.
- Nie kojarzysz nas, prawda? – zapytał ją mężczyzna, z
żółtymi zębami. Hermiona przyjrzała się uważniej nieznajomemu i starała się
poskładać elementy w jedną całość. Po chwili wiedziała kto przed nią stoi. Myślała,
że gorzej już być nie może, kiedy z rogu wyszedł przyjaciel śmierciożercy,
również w opłakanym stanie. Jedynie co dziewczyna mogła wywnioskować z całej
sytuacji to jedno: kłopoty.
- Czego ode mnie chcecie? – Hermiona wypowiedziała te słowa
szeptem i nie zdziwiłaby się gdyby jej nie usłyszeli, ale się myliła.
- Czego chcemy? To chyba proste. Chcemy żebyś miała
świadomość co z nami zrobiłaś. Patrz jak wasza święta trójca bohaterów nasz
urządziła. – Przy tym pokazał na siebie i przyjaciela ręką tak jakby miała
zapamiętać każdy element ich ciała. Byli wrakami człowieka, brudni niż
zazwyczaj, a ich policzki były zapadnięte. W głębi duszy dziewczynę nie
interesowało to co się stało ze śmierciożercami po wojnie, dla niej
najważniejsze było to, że ta wojna się skończyła i teraz mogła żyć szczęśliwie.
A raczej mogła.
- Proszę Avery, chce pierwszy to zrobić. – Mulciber zwrócił
się do chłopaka stojącego przed nim z prośbą w oczach. Nie mógł wytrzymać
napięcia i musiał co kilka sekund przestępować z nogi na nogę. Czuł się taki
podekscytowany.
- Proszę bardzo. – uśmiechnął się lubieżnie Avery.
Mulciberbowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Od razu
podszedł do krzesła, do którego Hermiona była przywiązana i wycelował w nią
swoją różdżką. Dziewczyna w środku odczuwała wielki strach, ale mimo wszystko
nie ugięła się i spojrzała w również żółte oczy wroga.
- Użyj na mnie jakiegokolwiek zaklęcia niewybaczalnego, a
Ministerstwo od razu was znajdzie. – wysyczała Hermiona z pogardą w
głosie. Już wiele razy unikała śmierci i po tym wszystkim co przeżyła śmiesznie
byłoby teraz umrzeć w taki sposób.
- O to nam chodzi. Crucio!
Z końca różdżki Mulcibera wystrzelił zielone światło, które
ugodziło Hermionę w prawie ramię. Dziewczyna nie wiedziała co począć, gdyż ból
był taki ostry i gwałtowny, że nawet wrzaski nie mogły jej pomóc. Czuła się tak
jakby przez całe ciało przechodził jej prąd połączony z wbijających się milion
szpilek. Ból był tak mocny i nie do zniesienia, że nawet nie zauważyła kiedy z
jej oczu popłynęły łzy. Kiedy śmierciożerca przerwał zaklęcie, patrzył na swój
wyczyn z dumą na twarzy. Dziewczyna ciężko oddychała oraz kropelki potu zaczęły
się pojawiać na jej czole.
- Dobrze Mulciber. A teraz ją odwiąż. Trzymamy się
planu, bo czasu mamy coraz to mniej.- zażądził Avery do stojącego obok
przyjaciela, który nie spuszczał wzroku z cierpiącej dziewczyny.
- W-wy mordercy-y. – Hermiona dławiła się swoimi słonymi
łzami, które coraz to więcej pojawiały się na jej zaczerwienionych policzkach.
Śmierciożerca zignorował jej uwagę na ich temat i podszedł do niej by ją
rozwiązać. Gdy brązowooka miała uwolnione ręce, chciała spróbować wstać i
uciec, ale gdy tylko się podniosła, od razu przez jej ciało przeszedł podobny
ból jaki wcześniej zaznała. Bezczynnie upadła na ziemię i nawet nie starała się
wstać, gdyż jej nadgarstkom brakowało krwi i były lekko sine. Avary podszedł
szybko do dziewczyny i pociągnął ją tak szybko do góry, że nawet nie zdążyła
dobrze postawić nóg. Stanął za nią i trzymał ją w pasie jedną z swoich
zranionych i brudnych rąk, za to w drugiej trzymał nóż i przystawił go do
gardła ledwo co przytomnej dziewczyny.
- A teraz posłuchaj, nędzna szlamo. Jak już pewnie zauważyłaś,
nie darzymy cię sympatią, a że jesteś mądrą dziewczyną lub czymkolwiek cię
nazwano, będziesz mnie słuchać i jak karzę ci coś powtórzyć, ty to zrobisz.
Mulciber, różdżka. Czas skończyć nasz plan. A ty, podasz mojemu koledze swoją
rękę.
Hermiona nie wiedziała co planują, dlatego zignorowała
rozkaz śmierciożercy, który wciąż trzymał ją w ciasnym i bolesnym objęciu.
Mulciber nie miał ochoty czekać, więc sam sięgnął po prawą rękę dziewczyny i
ścisnął ją własną z obrzydzenie w oczach i grymasem na ustach.
- Chyba wiesz co to jest Przysięga Wieczysta? – czekał aż
dziewczyna pokiwa mu potwierdzająco głową, ale nie doczekał się, więc
kontynuował dalej. – Oczywiście, że wiesz. Więc teraz trochę sobie coś
obiecamy, dobrze? Ja będę Gwarantem, a ty będziesz tylko mówić jedno słowo:
przysięgam. Inaczej ten nóż, przy twoim gardle, wbije się tak mocno, że
wykrwawisz się na śmierć.
Mulciber zaśmiał się widzą minę przerażonej dziewczyny.
Avery chcąc pokazać, że nie żartuje lekko drasnął oliwkową skórę Hermiony, tak
że pojawiło się na niej rozcięcie, a pisk krzywdzonej tylko pomógł mu tego
dokonać. Dziewczyna nie chciała umrzeć.
- Dobrze. Właściwie to chcemy tylko od ciebie jednej
przysięgi. Takiej przysięgi, której nie dasz rady spełnić. Chcemy żebyś przez
rok, codziennie budziła się z tą myślą, że jesteś coraz bliżej śmierci. Avery,
kto będzie w Hogwarcie żeby mógł w tym uczestniczyć i nam pomóc?
- Wiem, że ten chłopak od Zabiniego będzie w tym roku –rozmyślał
Mulciber, ale po chwili dodał – Ale on się do tego nie nadaje. Idealnym
kandydatem będzie Malfoy. –uśmiechnął się szelmowsko pod nosem. Przyjaciel
zaśmiał się pod nosem na potwierdzenie słów współtowarzysza.
- Draco Malfoy – wypowiedział na głos nazwisko najbardziej
znienawidzonego przez Hermionę chłopaka i spojrzał na przerażone oczy
dziewczyny – Masz złożyć wieczystą przysięgę, Granger. Do końca nauki w
Hogwarcie, musisz się przespać z Draco Malfoyem albo inaczej umrzesz.
Przysięgasz? – szepnął na końcu i wyczekiwał od dziewczyny odpowiedzi.
Hermiona nie mogła uwierzyć własnym uszom, co karzą jej
zrobić śmierciożercy. Przecież to jest bez sensu… Mogli wymyślić jakąkolwiek
inną prośbę, a wybrali coś tak głupiego?
Kiedy dziewczyna milczała, Avery nie próżnował i postarał
się ją trochę nastraszyć bo im dłużej będzie zwlekać to złote pnącze, które
oplata jej i Mulciber rękę, zniknie, więc przejechał po jej szyi swoim nożem,
powodując przy tym krzyk dziewczyny i strużkę krwi, która powoli spływała pod
jej koszulkę.
- P-przysięgam! – krzyknęła Hermiona chcąc się ochronić
przed kolejną krzywdą.
-Dobra dziewczynka. Czy przysięgasz, że nigdy nikomu nie
powiesz co się tu stało?
- Przysięgam! – odpowiedziała niemal natychmiast, bo nie
chciała znowu poczuć jak jej skóra rozcina się pod nożem trzymanym przez
śmierciożerce.
- Dobrze. Puść jej rękę, Mulciber.
Mulciber jak usłyszał, tak zrobił. Puścił bladą od uścisku
rękę Hermiony i z wstrętem wymalowanym na twarzy wytarł swoją dłoń w szmatę,
którą znalazł na podłodze.
Kiedy Avery zluźnił uścisk, szatynka musiała jeszcze raz
wszystko przemyśleć. Musiała się przespać z Draconem by nie zginąć i to do
końca nauki w Hogwarcie. Choć nienawidziła śmierciożerców, oni mieli rację.
Draco nigdy jej nie dotknie bo dla niego nadal jest tylko szlamą, która
zostawia po sobie szlam. Przecież jak kiedyś lekko go trąciła ręką, ten od razy
pobiegł do toalety, krzycząc: Uwaga! Zejść z drogi, szlama mnie dotknęła.
Przynieście leki, apteczkę, cokolwiek! Szybko, bo to mnie zaraz zabije!
- Tak, tak, Graneger. Dobrze Ci się wydaje. Umrzesz.
Będziesz umierać z każdą godziną, dniem, miesiącem gdyż nigdy Ci się ten plan
nie powiedzie. – Avery widząc minę Hermiony, od razu mógł się domyślić o czym
myśli. – Do tego doszły nas słuchy, że jesteś wieczną dziewicą co dodatkowo
utrudni ci sprawę.
Kiedy oboje chcieli ją z powrotem przywiązać do krzesła,
nagle drzwi do piwnicy się otworzyły, a w nich się ukazało czterech aurorów,
którzy od razy powalili śmierciożerców na ziemię przy użyciu różnych zaklęć.
- Zabrać ich, tam skąd uciekli! – krzyknął jeden z nich, by później
podbiec do Hermiony, która upadła na ziemię i kuliła się za krzesłem. Wzrokiem
odprowadzała aurorów, którzy ciągnęli bezwładne ciała Mulcibera i Avery’ego,
gdyż zaklęcie, którym dostali pozbawiło ich przytomności.
- Słyszysz mnie? Wszystko dobrze. Już jesteś bezpieczna. –
ktoś szeptał jej te słowa otuchy do ucha.
Tak, chciałabym w to wierzyć- pomyślała Hermiona.
~*~
Pierwszy rozdział za nami! Trochę mi zajęły poprawki, ale udało się.
Ogólnie jestem nawet zadowolona i mam nadzieję, że ktoś będzie chciał się zapoznać z tą historią.
Miłego czytania, misie! x
~ Rose
Eee... Trochę dziwna ta przysięga , ale sądzę że rozdział zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie. Z niecierpliwością czekam na drugi rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, K. :)
Bardzo ładny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się i zapowiada się bardzo ciekawie. Mam nadzieje że dalej będziesz tak dobrze pisać :)
http://isabellebailey.blogspot.com/
Nie ukrywam, że uśmiałam się nieźle przy tej przysiędze. Geniusz! Niektórzy mogą uważać, że to trochę tandetne, ale moim zdaniem jest tak dziwne, że aż śmieszne. A dość trudno mnie rozbawić więc to komplement.
OdpowiedzUsuńKochaśka